Niedawno będąc w Świnoujściu, także w celach zarobkowych, zadziwiła mnie skala bezrobocia, która jest tam obecna. Pijany inwalidzi, każda ławka w parku zajęta przez podchmielone towarzystwo…

O godzinie szóstej, kiedy to szłam do pracy, w moimi mieście tj. centralnej Polsce, nie byłabym w stanie zauważyć ani jednego tak zwanego żula, a w tym pięknym, nadmorskim mieście było to coś oczywistego.

Owe zjawisko jest na tyle alarmujące, iż na pewno nie jest to odosobniony przypadek. Wszystkie miasta północnej Polski, które znajdują się w pasie Pobrzeży, są skazane na wysoką stopę bezrobocia. Wyjątkiem może być Trójmiasto, w którym można znaleźć lotnisko czy przedsiębiorstwa. Można rzecz, że tamte tereny jeszcze nie podniosły się po likwidacji PGR-ów, które były siłą napędową Polski północnej. Ukryte bezrobocie, choć tak niszczące dla ogółu gospodarki, dla tamtego społeczeństwa było szansą na przeżycie godne życia.

Jedynie rozwój małych przedsiębiorstw, daje nadzieje na poprawę tego stanu, który na razie barwi się w kolorach czerni.